Kilka razy miałam ochotę wykrzyczeć całemu światu, ile radości czerpię z truchtania i od dzisiaj będę to robić na bieżąco ( w miarę możliwości)
Może na początku krótko o biegowym doświadczeniu, szuram sobie od października 2011 roku, startując w 2 maratonach (30.09.12 - 34. Maraton Warszawski oraz 28.04.13 - 12. Cracovia Maraton), 6 półmaratonach oraz 6 biegach na dystansie 10 000 m, ponadto zaliczyłam takie imprezy jak I Bieg Oliwski, I Lidzbarski Bieg Przełajowy, Bieg Nadwiślański Doliną Dolnej Wisły czy dwukrotnie w akcji Gdańsk Biega, a także Biegi Przełajowe na Akademickich Mistrzostwach Polski w Łodzi, reprezentując sekcję LA UG. Wszystkie zawody były niesamowitym doświadczeniem, jedne kończyłam z szerokim uśmiechem, inne ze łzami w oczach, jednak zawsze z ogromną satysfakcją!
I teraz przejdźmy do sedna, tytuł zaczyna się słowem "zwycięstwo" ... Tak jest, to nie pomyłka! Po 1,5 rocznej przygodzie z bieganiem udało mi się stanąć na najwyższym stopniu podium. Jak do tego doszło? Po kolei :)
W środę jeden z członków naszego klubu (AKB Lidzbark Warmiński), pan Marcin Powideł, zapytał czy wybiorę się z drużyną do Wichrowa na 10 km bieg, dodał,że mam szansę wygrać,bądź zahaczyć o kategorię. Zabrzmiało ciekawie, więc będąc świadomą, że akurat ten weekend spędzę w Lidzbarku Warmińskim, bez zawahania zgodziłam się. Pomyślałam, że fajnie by było stanąć na podium w kategorii, o open nie myślałam :) Umówiliśmy się, że po zajęciach BBL wyruszymy do Wichrowa.
Tak, więc gdy nastała sobota, obudziłam się i ruszyłam na lidzbarski stadion. Trochę potruchtaliśmy, porozciągaliśmy się i ruszyliśmy w drogę. W samochodzie dowiedziałam się jak mniej więcej wygląda trasa - 2 pętle, dużo podbiegów, zbiegów i ogólnie cross - nic dziwnego, w końcu jest to bieg po lesie. Jednak mina trochę mi zrzedła, przecież to miał być mój debiut na crossie. Od razu uciekła mi z głowy wizja podium, nawet uznałam, że jestem nienormalna, skoro mogło mi przejść to przez myśl. No, ale nic, byłam już w drodze, nie było jak się wycofać.
AKB Lidzbark Warmiński podczas 8. Półmaratonu Warszawskiego |
Chwilę po godzinie 10 zameldowaliśmy się w biurze zawodów, odebraliśmy numery startowe i mieliśmy czas na rozgrzewkę. Międzyczasie rozgrywały się biegi towarzyszące. Przypadkiem usłyszałam jak młodzież biegnąca na 2,5 km narzekała na profil trasy. Ich komentarze osłabiały mnie coraz bardziej, ale uznałam, że biegnę treningowo i już. Rozciągając się obserwowałam swoje rywalki. Widziałam kilka kobiet koszulkach BBL Olsztyn, na liście ujrzałam osoby z 9. Warmińskiego Pułku Rozpoznawczego i kręciło się kilka miejscowych biegaczek, słyszałam jak pewna para umawiała się, że biegną w granicach 48 - 50 minut, pomyślałam, że będzie z kim się ścigać, bo też celowałam poniżej 50 minut.
11:33, wielkie odliczanie i ruszyliśmy. Ponieważ biegaczy nie było dużo, speeker mówił o 92 uczestnikach, stanęłam w 3 linii, tak więc na początku nie musiałam się specjalnie przepychać. Czołówka w mgnieniu oka zniknęła mi z pola widzenia. Koło mnie zaś biegły 2 kobiety, a właściwie to były przede mną. Spojrzałam na jedną i uznałam, że niesie ją tłum i zaraz zasłabnie (nie powinnam oceniać ludzi po ubiorze, ale właśnie patrząc na buty doszłam do takiego wniosku). Nie pomyliłam, na pierwszym tysiączku koleżanka była już za mną. Miałam przed sobą na pewno jeszcze minimum jedną zawodniczkę, trzymałam się tuż za nią. Podobało mi się jej tempo i chciałam, żeby to ona mi je narzucała. I tak było do momentu, aż kończyliśmy pierwszą pętlę (2,5 km), przebiegaliśmy wówczas przez start, przy którym znajdowało się sporo kibiców, poniosły mnie ich brawa i uznałam, że zaatakuję i teraz to ja będę prowadzić. Jak zaplanowałam tak zrobiłam. Jednak rywalka nie odpuszczała, trzymała się za mną bardzo długo, bo do ok. 7. km słyszałam jej oddech, dopiero na ostatniej pętli już jej nie czułam. Przebiegając ostatni raz przez metę czułam niesamowite szczęście, gdzieś tam wcześniej miałam lekki kryzys, ale jak wiadomo piach i podbieg niespecjalnie napawają optymizmem, najważniejsze, że później było tylko lepiej. Na ostatniej pętli jeden z nadleśniczych krzyknął, że ładnie lecę, podziękowałam i zapytałam czy jest przede mną jakaś kobieta. Odpowiedział,że nie,a po chwili zawahania dodał, że jednak jest, ale niedaleko.. Trochę mnie to zdziwiło, gdyż jakieś 1,5 km wcześniej inny pan powiedział, że chyba jestem pierwsza, a inni przechodnie widząc mnie skomentowali, że biegnę po zwycięstwo. No, ale skoro Pan mi mówi, że ktoś jest przede mną to uśmiechnęłam się i krótko rzuciłam, że w takim razie gonię ją. Przyśpieszyłam,a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Biegłam dalej. W końcu, gdy do mety zostało tylko 500 m, a ja nadal nie widziałam żadnej kobiety, pomyślałam, że może już dobiegła, z błędu wyprowadził mnie speeker, który na mój widok oznajmił, że "do mety dobiega pierwsza kobieta". Z uśmiechem na twarzy przekroczyłam linię mety! Byłam najszybszą kobietą tego dnia! :-) Bieg ukończyłam w czasie 47:29, tak więc życiówki nie poprawiłam, a jednak zwyciężyłam! Byłam przeszczęśliwa... i nadal jestem :) Każdemu życzę takiego uczucia!
Najwyższy stopień podium w K-18 |
Pierwsze biegowe statuetki :) |
Bieg będę wspominać do końca życia :-) Tego się nie zapomina! W zawodach wystartowało 8 zawodników z AKB Lidzbark Warmiński i wręcz nie dało się nie zauważyć tych pięknych czerwonych koszulek, co chwilę przekraczających linię mety. Byliśmy jednym z najliczniejszych klubów i klasyfikację drużynową wygralibyśmy bez problemu! :-)
Brawo moja Moniu , tata jest Ciebie dumny .
OdpowiedzUsuńNo no, gratuluję. Jak widać talent macie w genach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!