8/22/2013

Budziku! Obudź się

Zgodnie z planem dzisiejszego poranka miałam przebiec 9 spokojnych kilometrów. No właśnie, miałam... Ostatnimi czasy mój budzik płata figle i zdarza mu się "zaspać". Tak też zrobił w dniu dzisiejszym i zamiast wstać jak zwykle w dzień treningowy o 5, obudziłam się o 6:30. Chwilę się zastanowiłam czy może jednak podjąć próbę wykonania treningu, ale ostatecznie odłożyłam to na "po pracy". Więc skończywszy wykonanie zadań o 17:00, szybko wskoczyłam w strój biegowy i o 17:18 wyruszyłyśmy. No właśnie, wyruszyłyŚMY, w dniu dzisiejszym miałam towarzyszkę-rolkarza-fotografa Magdę :) Miło raz na jakiś czas pobiegać z kimś, szczególnie kiedy trening nie jest wymagający i pozwala na swobodną rozmowę. Szczerze mówiąc 48 minut upłynęło bardzo szybko, jednak nie jest to pora dla mnie. Po całym dniu stania moje nogi były nieco zmęczone i jakby cięższe niż zwykle. Również ruch był wzmożony, co utrudniało nam rozmowę. Niemniej jednak nie ma co narzekać, trening udany, endorfiny uwolnione, pozostało czekać do soboty, czyli kolejnego punktu planu.

8/21/2013

12 tygodni pracy czas zacząć

Nareszcie mogę biegać!
Lenistwo uważam za zakończone! Ostatni tydzień należał do tygodnia regeneracji i odpoczynku. Po wspomnianym międzynarodowym treningu wolałam nie narażać nogi na większy ból i pogłębianie kontuzji. Ale okres laby minął i od wczoraj już nie biegam, od wczoraj trenuję i realizuję plan, przygotowujący mnie do Biegu Niepodległości w Gdyni. Przyznam się szczerze, że obawiałam się wtorku. Emocje były niemalże takie same jak przed zawodami. I kiedy o godzinie 6:01 Garmin był gotowy, ruszyliśmy. Wspaniałe uczucie, tego mi brakowało, nogi niosą same, a na twarzy maluje się uśmiech. Co z nogą? Bez problemu, aktualnie nie dokucza, bólu nie ma. To tym bardziej potęguje chęć do przejścia do części zasadniczej treningu, ale jeszcze trochę, najpierw roztruchtanie, czyli 2 km w średnim tempie 5:30/km i w końcu koniec z zabawą czas nas bieganie! Pierwsza 5-minutowa przebieżka prawie tak jak trzeba 4:18/km i 1144m, a w nogach ciągle świeżość, druga w przeciwną stronę i może trochę z wiatrem, a po pokonaniu kilometra Garmin mówi, że uzyskane tempo to 4:10, więc jeszcze 50 sekund biegu, a to w sumie daje 1170m, trzeci odcinek również jak mi się wydawało "pod wiatr" i czas identyczny jak podczas pierwszej przebieżki,jednak metraż większy o 17 jednostek, a przede mną jeszcze jedna, już wolniejsza od poprzedniej o 5 sekund na kilometrze, a na całym odcinku 28m mniej. Po części głównej zostaje jeszcze 2 km rozbiegania, czyli akurat tyle ile dzieli mnie od domu. Endorfiny w końcu zostają uwolnione! Tego mi brakowało :)

8/10/2013

Nie ma cwaniaka na bliźniaka!

Nadszedł sobotni poranek, nic nie zakłóca snu, budzik wyłączony, mimo wszystko budzę ok. 5, tata wstaje na bieganie, ja tak wcześnie nie muszę się zrywać, mogę jeszcze trochę pospać, to "trochę" to... hm, 3 godziny! Dopiero o 8 wybija pora na mój trening, gdzie pobiec? Niby sobota wolna, ale pojadę do Oldenzaal, nie do pracy, pod pracę. Gdy o 9 wszyscy się zbierają do swoich obowiązków, naciskam "START" w Garminie i lecę. Tym razem z Holandii do Niemiec. Pogoda rewelacyjna, biegnie mi się swobodnie nie forsuję tempa. Po drodze mijam miejscowych biegaczy, a właściwie biegaczki :) Na trasie dominują kobiety. Mimo iż większość trasy stanowią podbiegi jest w porządku. Cieszę się chwilą, przeliczając dni do powrotu do Polski. Zostało niewiele, uśmiecham się, pokonując kolejne kilometry, aż moim oczom ukazuje się tablica "Bundesrepublik Deutschland". Zatrzymuję się, aby zrobić zdjęcie i to był mój największy błąd! Po zakończeniu tej czynności, przystępuję do biegu i BOOM! spada na mnie jakby grom z jasnego nieba, znów pojawia się ból w kolanie. Dokuczał mi on jakiś czas temu, ale zwykle pojawiał się w końcówce treningu i w żaden sposób nie nieumożliwiał mi kontynuowania biegu. Teraz zupełnie coś innego, udaje mi się jedynie przebiec na drugą stronę ulicy, aby tam ponownie się zatrzymać. Kilka ćwiczeń rozciągających i decyduję się na
kontynuację treningu. Ciągle czuję jakby rwanie, w żaden sposób się nie pogarsza, ale jednak stanowi pewien dyskomfort. Przebiegam jeszcze ok. 5 km i mówię sobie "koniec" resztę treningu trzeba pokonać spacerem. Co prawda do domu pozostało ok. 4 km, ale nie narażam się bardziej. Może rzeczywiście trzeba będzie na trochę "zwolnić"? Nie wyobrażam sobie całkowitego odpuszczenia, myślę o jakiś treningu zastępczym. Przeszperam fora biegowe, może tam coś uda mi się znaleźć na ten temat.
 Ostatecznie dziś udało mi się pokonać 16 km i za ten bieg zdobyć Kinder Niespodziankę! Nie jedną, a 5 :) Szukałam ich od 5 tygodni i w czasie dzisiejszego treningu w końcu udało mi się je wypatrzeć :) Co prawda czekolada leży na półce, większą frajdą są zabawki! Ale zjeść coś też trzeba było, więc dzisiejszy pobiegowy posiłek stanowiły borówki, pychota! A na deser bułka z truskawkami - było warto! :)

8/02/2013

Zmęczenie, upał, trening mimo wszystko

To już połowa pobytu w Niemczech za mną! Niesamowicie się cieszę na samą myśl powrotu do domu, jednak jeszcze 28 dni. Nie ma czasu na bujanie w obłokach, trzeba biegać. A ostatni trening należał do jednych z trudniejszych, a przecież plan był taki, aby przebiec spokojnie 14 km, nic więc trudnego mogłoby się wydawać. Jednak problemy zaczęły się już wraz z podniesieniem powiek, oj jakże nie chciało mi się wstawać. To za sprawą pracy, bowiem zamiast do 17:00 pracowaliśmy do 21:00, jednak ostatnio w moje motto to "systematyczność kluczem sukcesu", więc wstałam, zjadłam, wybiegłam. Podczas lokalizowania satelity wydawało mi się, że już jest ok i nawet czułam się
wyspana , więc po 1-wszym kilometrze zaczęłam nabierać podejrzeń, iż mój Garmin zaczyna się psuć, albowiem według niego tempo wynosiło 6:17/km !!! Nie pamiętam, kiedy ostatni raz biegałam z prędkością 9,55 km/h. Pomyślałam, że może za szybko wybiegłam, że mój współtowarzysz nie zdążył dokładnie określić mojego położenia i stąd ta gafa i zapewne na drugim kilometrze poprawi się i pokaże mi niewyobrażalnie szybkie tempo, aby poprawić swój błąd, jak to miał w zwyczaju. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że drugi tysiączek pokonałam w 5 minut i 50 sekund, nie czułam, że biegnę, aż tak wolno. A jednak... Moje ciało ciągle jeszcze spało, ale wcale nie chciałam zmuszać się do szybszego biegu. Do czasu wdrożenia planu pozostały ponad 2 tygodnie, zatem mam prawo na takie lenistwo. :) Ostatecznie trening zakończyłam mając w nogach 14 km 007 m, zajęło mi to 1:15:36.

A już jutro planuję po raz kolejny przekroczyć granicę niemiecko
- holenderską w bliźniakach. Co prawda nie jestem do końca pewna swoich planów, gdyż do tej pory
 jeszcze nie wiem czy jutro pracuję czy też nie. Gdybym nie pracowała również mogłabym biec do Oldenzaal, jednak wtedy musiałabym zacząć trening o godzinie 14, a w obecnych warunkach pogodowych jest to niemalże niemożliwe, gdyż słupek rtęci dzisiaj przekroczył 36 kresek. Upały znowu wróciły do Bad Bentheim, na szczęście o 6 rano jest o połowę chłodniej! Nie ma zatem wyjścia trzeba biegać o świcie. :)