1/13/2014

Biegać zawsze warto

Wczoraj jeszcze zielono
Trójmiasto odwiedziła zima! Chociaż, patrząc na prognozy to długo nie zabawi. Jeszcze wczoraj, kiedy wychodziliśmy z Szymonem na trening (biegowo-rowerowy) nic nie wskazywało na to, że dziś będę biegać w zimowej aurze. Nie powiem, wczoraj pogoda była mało ciekawa, żeby nie napisać fatalna. Wiatr, deszcz i grad jednak nas nie zniechęciły i nie powstrzymały od odrobiny ruchu. Tym razem zmieniliśmy kierunek biegu i ruszyliśmy w stronę Gdańska, udając się do Nowego Portu. Udało nam się odwiedzić miejsca, w których dotychczas żadne z nas nie miało okazji być. Super jest tak zwiedzać, szczególnie razem :) W drodze powrotnej, jednak myśleliśmy już o ciepłej herbacie i gorącej kąpieli. Mimo brzydkiej pogody na trójmiejskich alejkach mijaliśmy całą rzeszę biegaczy. Super, że bieganie wygrywa z warunkami atmosferycznymi. A tak właściwie, analizując to krok po kroku to deszcz, plucha, zawierucha, szarość, burość i ponurość powinny namnożyć ilość osób aktywnie spędzających czas. Dlaczego? Ponieważ wymienione okoliczności sprawiają, iż ludzie popadają w depresje, "nicmisięniechcenie" i różne inne negatywne stany, trzeba więc zadbać o odpowiedni poziom endorfin, aby
A to już dzisiejsza "siłownia"
wrócić do "życia", a jak najlepiej naładować się hormonami szczęścia? No oczywiście, że je wybiegać. Chociaż szczerze mówiąc ja na dzisiejszym treningu cierpiałam katusze, a to za sprawą podbiegów, które sobie dziś zafundowałam. Wychodząc na trening nie miałam ich w planie, ale po drodze pomyślałam, że może by porobić coś niż tylko nabijać kilometry. O szybkości nie było mowy, na dzisiejsze bieganie można by było nałożyć łyżwy, alejki były oblodzone, a piasek tylko na środku ścieżki. W myślach zaczęłam rozważać opcje schodów, to też uważałam za mało rozsądny wybór, ale szczerze tęskniłam za nimi. Ich widok za bardzo mnie nie przeraził, trochę śniegu, drewniane elementy śliskie, ale zadanie wykonalne. Przystępując do zadania uznałam, że zrobię od 6 do 10 powtórzeń. Marzyło mi się 10 razy wbiec na nie, ale już przy 3 wspinaczce zwątpiłam. Męczyłam się niemiłosiernie, mimo że ani razu nie udało mi się ich pokonać szybciej niż 11 sek. Ostatecznie wykonałam założone minimum i ruszyłam dalej, aby jeszcze trochę polatać. Jednak dalsza część treningu nie była już przyjemna jak przed schodami. Serducho już do końca było przyspieszone, a nogi obolałe. Każdy kolejny podbieg na trasie jak za karę, ale koniec końców udało się skończyć trening z uśmiechem na twarzy, bo BIEGANIE JEST SUPER :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz