6/17/2013

IX Lidzbarski Bieg Uliczny = kolejne podium

Chciałam zacząć tego posta słowami "mój sen się ziścił", jednakże zdecydowanie tak się nie stało! A dlaczego? Gdyż noc przed IX Lidzbarskim Biegiem Ulicznym miałam okropny koszmar związany z tymi zawodami...

Ale od początku. Dosyć długo nic nie pisałam, jednak każdy student mnie zrozumie. Czerwiec to w końcu czas sesji, więc i u mnie nie inaczej, króluje nauka. Jednakże trenuję, a treningi przekładają się na wyniki! I o tym chcę dzisiaj napisać, a konkretnie o biegu w moim rodzinnym mieście, Lidzbarku Warmińskim.

Do domu przyjechałam późnym wieczorem w piątek, tak więc następnego dnia po przebudzeniu wskoczyłam w bliźniaki i udałam się na lidzbarski stadion na zajęcia Biegam Bo Lubię. Wyszłam z domu przed 9, więc postanowiłam jeszcze potruchtać w stronę Wielochowa, czułam, że jest dobrze, tempo poniżej 5 min/km nie stanowiło problemu. Na stadionie kilka okrążeń po tartanie i sporo ćwiczeń rozciągających do tego trochę przebieżek na pobudzenie. Bez szaleństw, głupio by było złapać kontuzję dzień przed zawodami.Po takim orzeźwiającym poranku skierowałam się w stronę domu, aby spędzić ten dzień z mamą... i bratem, któremu Patrycja zrobiła niespodziankę i zabrała do Lidzbarka na zawody. Były lody! W końcu Michał świętował, gdyż tego dnia wywalczył 1 miejsce w kategorii M-20 na zawodach w Szemudzie. :)
Ja ciągle byłam naładowana emocjami, wieczorem w mojej głowie była tylko jedna myśl "IX Lidzbarski Bieg Uliczny". Zastanawiałam się jak pobiec, aby stanąć na podium w swojej kategorii, przeglądałam listę startową i niestety znałam tylko 3 rywalki, nie wiedziałam na co będzie stać pozostałe kobiety, więc niekoniecznie wierzyłam, że uda mi się stanąć na pudle! Zrobiło się późno, więc trzeba było już się kłaść, lecz ta noc nie przyniosła mi ukojenia. Śnił mi się bieg... Jednakże był to koszmar, zawody zostały przerwane, zawodnik zasłabł... Oj, poranek przez to był jeszcze bardziej stresujący. Jednak biec trzeba!
W okolicach Placu Młyńskiego, czyli biura zawodów, zjawiliśmy się chwilę po godzinie 9. Nasz bieg zaplanowany był na 11:20, jednakże wcześniej odbywały się biegi dzieci i młodzieży, więc klimat zawodów już unosił się nad miastem. Z racji, że mieliśmy jeszcze sporo czasu, udaliśmy się do babci i dziadka, którzy mieszkają w okolicach startu. Mimo wszystko długo nie dałam rady wysiedzieć, nogi już mnie ciągnęły do biegaczy. Wyszłam przed wszystkimi i akurat trafiłam na dekorację roczników 2002-2000, a na podium stała moja siostra cioteczna, Zuzanna Rawińska, wielkie gratulacje Zuzia!

Czas płynął, a do wystrzału startera pozostawało coraz mniej czasu. Nasza Mama przyszła nas
dopingować! Jak ma się taką kibickę to można biegać! Ale najpierw rozgrzewka, trochę roztruchtania, kilka ćwiczeń i byłam gotowa. W drodze na start obserwowałam swoje rywalki, powiem szczerze, wystraszyłam się. Chciałam walczyć, ale nie wiedziałam jak to się skończy, dziewczyny wyglądały naprawdę profesjonalnie. Gdy zobaczyłam panią w boostach, stwierdziłam, że moje bliźniaki będą miały się z kim ścigać! :) Nie mogłam się poddawać, ponieważ Patrycja powiedziała, że zdjęcia będzie robiła tylko pierwszej kobiecie! Wyzwanie było :P

W końcu nadszedł ten czas, gdy już ostatnia grupa młodzieży skończyła rywalizację na dystansie ok. 3 km. Prowadzący całą imprezę poprosił uczestników o zgromadzenie się na linii startu, kiedy jeszcze trwała dekoracja zwycięzców poprzedniego biegu. To był najlepszy moment na szybki research! Rozglądając się uznałam, że było to zbędne, gdyż tylko potęguję swój stres. Pobiegłam jeszcze szybko do mamy, przy niej czułam się spokojniej.
Lecz trzeba było zajmować miejsce, gdyż to już! To ten moment! Ostatnie sekundy i chyba padło hasło "Start", szczerze mówią nie pamiętam.  W każdym razie grupa ok. 100 biegaczy ruszyła ubijać lidzbarskie ulice. Wśród nich i ja, biegająca od 1,5 roku, reprezentująca drużynę AKB Lidzbark Warmiński, Monika Sawicz!
Pierwsze metry niesie mnie tłum, dołącza do mnie pan Marek, mieliśmy biec razem, jednak po ok. 300 m biegniemy już osobno. Zaczynamy najtrudniejszy moment trasy, podbieg przy PKO, jako że był to dopiero początek wyścigu nie stanowił on żadnego problemu. Dopiero przy drugiej pętli da o sobie znać. Póki co lecimy ulicą Wiślaną i kierujemy się na kolejny podbieg, który wprowadzi nas przez ulicę Warszawską na ulicę Astronomów. Nieśmiało spoglądam przed siebie i wypatruję kobiety, która będzie moim celem. Wytężam wzrok, jednak dostrzegam same męskie sylwetki. Trochę się zniechęcam, bo myślę, że musiała mi już daleko uciec, no nic to zostało mi uciekać od rywalek. Jednak biegnąc ulicą Warszawską słyszę od kibiców, że w końcu jest kobieta! Chwila zwątpienia, czy jestem pierwsza? A może między mną a tą pierwszą jest aż taka duża różnica? Jeszcze nie mam pewności, rozwiały je dopiero panie stojące na zakręcie przy ulicy Polnej, które na mój widok krzyczą, że jest pierwsza kobieta!
Uśmiecham się i czuję dodatkowy przypływ sił, ale bez szaleństw, dopiero 3 km za mną, jeszcze dużo na mnie czeka. Zawracamy na Polnej i z powrotem lecimy do centrum, tym razem ciągle z górki. Przy punkcie odżywczym stoi moja Mama! Na chwilę nie kontroluję tempa,
Mama potwierdza informacje od wcześniejszych pań i mówi, że jestem pierwsza! Chwilę później słyszę niesamowity doping od tłumu kibiców, który zgromadził się przy Placu Młyńskim, a więc w miejscu naszego startu i mety.
Nogi niosą mnie same, jednak za chwilę pojawia się podbieg z początku wyściu i dopada mnie ogromny kryzys! Mój organizm chce zwrócić wszystko, co mam w żołądku, zaczyna mną rzucać, nie mam siły uśmiechnąć się do pani, która po drodze mnie dopinguje i bije brawo. Wtaczam się na podbieg, a w głowie tylko jedna myśl "Odpuść, skończ, czasem tak trzeba". Jednak myślę sobie, że za ok. 400 m stoi moja mama, więc tylko do niej się doczłapię, bo tutaj nawet nie ma kto mi pomóc. Gdy już pokonuję podbieg słyszę znajomy głos, to moja Babcia, wspierająca mnie na trasie. Zmusiłam się na delikatny uśmiech, jednak na nic więcej nie było mnie stać. Na równym podłożu przy ul.Hożej zaczynam odzyskiwać siły, chyba jednak ukończę, nie odpuszczę! Znowu mijam mamę i tym razem chcę od niej tylko czapkę, gdyż czułam, że słońce grzeje mi głowę niemiłosiernie. Gdy mam już okrycie głowy lecę dalej!
Mimo iż przede mną kolejny podbieg to zaczynam czuć w pełni powracającą moc, co prawda oddech jeszcze ciężki, jednak to moje nogi mają pracować, a im idzie już całkiem dobrze. Obiegamy jeszcze raz ulicę Astronomów przy mojej dawnej szkole, zaczynam wspominać i w ten sposób wyłączam lewą, zrzędliwą półkulę! Zajmując myśli wszystkim poza biegiem, słyszę dźwięk mojego Garmina, który informuje mnie że minął już 7.km, wtedy na zakręcie dyskretnie spoglądam za siebie i nie widzę żadnej pani. Cieszy mnie to niesamowicie i postanawiam, że skoro prowadzę przez ponad 7 km to już tak łatwo tej pozycji nie oddam! Wybiegamy z Warszawskiej i już zostają mi tylko 2 zbiegi do mety! Na trasie słyszę wielkie wsparcie od kibiców. Dziękuję bardzo każdemu, gdyż jest to niesamowita pomoc w kryzysowych momentach. Kiedy według Gamina do mety mam tylko niecałe 2 km, uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Mijam 2 sympatyczne panie, mające do pokonania jeszcze ok. 4,5 km, z którymi miałam okazję porozmawiać zanim zawody się zaczęły. Wiem, że jest ich to pierwszy bieg na 10 km, więc każdej krzyczę kilka miłych słów! Mnie to pomaga, więc mam nadzieję, że paniom również nie zaszkodziłam. Pokonuję kolejne metry, chłopakom przy punkcie odżywczym już tylko kiwam przecząco głową na widok wyciągniętej dłoni z kubeczkiem napełnionym wodą. Zeskakuję z chodnika na ostatni zbieg i wynurzając się zza zakrętu słyszę okrzyki "Monika, Monika".
Tak mnie to cieszy, że wydłużam krok i śmiało kieruję się na metę! A tam już czeka mama, dziadek, Michał i Pati. A ja? Ja jestem pierwsza! Przekroczyłam metę w czasie 45:20! Tyle wystarczyło, aby być pierwszą! Drugi raz w swoim życiu zwyciężam! Nie ma piękniejszego uczucia, tym bardziej że to wszystko dzieje się w Lidzbarku Warmińskim! Czekamy aż wszyscy uczestnicy ukończą bieg i następuje dekoracja najlepszych! Ja wskakuję aż 3 razy na najwyższy stopień podium! W jakich kategoriach? Oczywiście w Open Kobiet, ponadto K 20-30, a także zostałam najlepszą lidzbarczanką! Najlepszym lidzbarczaninem został pan Marcin Powideł, tak więc AKB Lidzbark Warmiński na szczycie!

Wszystkie moje treningi przełożyły się na wyniki! Dla takiego uczucia warto trenować, czasem wręcz się zmusić. W tym sezonie przede mną jeszcze tylko jeden start, w najbliższy piątek Nocny Bieg Świętojański w Gdyni. Później czas na przygotowywanie się do sezonu jesiennego, chcę skupić się na biegu na 10km i pod nowe życiówki będę trenować! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz