6/25/2013

Wspólne skakanie przez kałuże

"Ciągle pada! Asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby,
Mokre niebo się opuszcza coraz niżej,
żeby przejrzeć się w marszczonej deszczem wodzie. A ja?
A ja chodzę desperacko i na przekór wszystkim moknę,
Patrzę w niebo, chwytam w usta deszczu krople,
patrzą na mnie rozpłaszczone twarze w oknie, to nic."

Wszystko się zgadza, tylko ja nie chodzę, ja biegam! Na dzisiejszy trening umówiłam się z Klaudią. Nie planowałyśmy trasy, nawet dokładnie nie wiedziałyśmy ile pokonamy kilometrów. Miejsce spotkania to Brama Wyżynna, także nie chcąc marnować czasu na dojazd postanowiłam, że pokonam ten dystans w moich ścigaczach. Na miejscu byłam o 9:26, więc 4 minuty przed czasem. Klaudia okazała się być równie punktualna i po chwili wyruszyłyśmy w trasę. Kierowałyśmy się w stronę Brzeźna, jednak zagadałyśmy się i w okolicach Miszewskiego zorientowałyśmy się, że minęłyśmy skręt, a więc zawrotka i lecimy dalej. Nasze plany, co do Brzeźna się nieco zmieniły i postanowiłyśmy pobłądzić trochę po Gdańsku. Nawet gdybym bardzo chciała opisać każdy kilometr
to nie jestem w stanie. Już dawno tak dobrze nie biegło mi się z drugą osobą, kilometry mijały w zawrotnym tempie. W końcu uznałyśmy, że Klaudia poprowadzi i pobiegniemy na jej szlaki w okolicach Starego Miasta. Powiem szczerze, że piękne miejsce. Park, ścieżka i Motława nic tylko biegać. Kiedy mój Garmin wskazał niemalże 15 km, a deszcz zaczął niesamowicie padać, postanowiłyśmy chwilę się porozciągać i rozejść się w swoje strony. Poszłyśmy na tramwaj i nim miałam dotrzeć do domu. No właśnie .. miałam, bo wyszło zupełnie inaczej. Spojrzałam na rozkład i okazało się, że miałabym czekać ok. 6 minut i następne 6 jechać na Bramę Wyżynną, aby tam przesiąść się w swój tramwaj. Uznałam, że to bez sensu i skoro już
jestem tak bardzo przemoczona to nic się nie stanie jak zmoknę trochę bardziej. Początkowo myślałam, że pobiegnę tylko do przystanku autobusowego i tam złapię coś, gdyż podbieg na Chełm był mało ciekawą perspektywą. Jednak gdy już pojawiłam się w okolicach Zaroślaka ciągle rześka w ogóle nie chciało mi się kończyć treningu. Do domu pozostało mi trochę ponad 2 km, więc już nawet nie opłacało się czekać autobus. I tak oto po 1:41:54 pojawiłam się w domu mając w nogach 19,41 km, średnie tempo 5:15. Trening uważam za niesamowicie komfortowy i przyjemny za co dziękuję Klaudii :) A na zewnątrz ciągle pada... i to jak!

Deszcz nie pozostawił na mnie ani suchej nitki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz