12/08/2013

Mikołajkowa Dyszka w Mikołajkach

Dziś tak jak zaplanowałam, wystartowałam w ostatnim biegu w tym roku. Pobudka o 6:00, a o 7 już wyruszyłam. Niemalże 2 godziny drogi i byliśmy z Panem Markiem na miejscu. Po dotarciu mieliśmy sporo czasu na przebranie się i zapoznanie z rozlokowaniem poszczególnych atrakcji w biurze zawodów, a tych było co niemiara! Dzisiaj zorganizowane były Mikołajki w Mikołajkach! A więc dzieci było całe mnóstwo, głównie ze względu na pokazy taneczne rówieśników, ale także biegi dziecięce przyciągnęły rzeszę młodych biegaczy. Kiedy wybiła 10:30, rocznik 2006 i młodsi wystartowali, a dla nas oznaczało to, że czas i pora zacząć rozgrzewkę. Niespecjalnie się szykowaliśmy, gdyż ani ja, ani Pan Marek nie planowaliśmy bić dzisiaj rekordów. Mimo wszystko należało rozruszać zastygnięte mięśnie. Trochę truchtu, trochę ćwiczeń i byliśmy gotowi. Ustawiliśmy się wszyscy razem, mimo że tego dnia organizator zaplanował 2 dystanse, biegacze mieli do wyboru 10 km oraz półmaraton. Ja postawiłam na to pierwsze, ze względu na to, że dopiero od niedawna wróciłam do dłuższego szurania. Co prawda jeszcze stojąc na starcie zastanawiałam się czy aby na pewno dobrze wybrałam, nie planowałam się
ścigać, więc mogłam to potraktować jako niedzielne wybieganie. Ale trudno, klamka zapadła. Dzisiaj bez odliczania, padł strzał z pistoletu i maszyna ruszyła! Wystartowała całkiem pokaźna grupa, na tyle liczna, że na pierwszym zakręcie musimy zwolnić i przejść do marszu. Kolejna prosta, można nieco nabrać prędkość i BUM! wpadam na biegacza, który po 300 metrach rozmyślił się z dalszego biegu i postanowił wrócić, a może coś zgubił Nie wiem. Wiem natomiast, że jego decyzja o cofaniu się przez tłum była błędna i wywołała niekoniecznie pozytywne reakcje wśród pozostałych towarzyszy. Ale co tam, lecimy dalej i zapominamy o zaistniałym incydencie. Jaka trasa? No cóż, iście zimowa. Na drodze leżał ubity śnieg, na tyle ubity, że nieziemsko śliski. Na tyle śliski, że można by spokojnie wskoczyć w łyżwy. Dziś jednak mnie to nie denerwuje, przyjechałam tutaj się bawić i to też robię. Kątem oka zerkam na tempo z poszczególnych kilometrów i jest ok. Utrzymuję w miarę równą prędkość z rzędu 12,6 km/h. W czasie biegu spotyka mnie miła niespodzianka, albowiem ok. 5. tysiączka dobiega do mnie pewien kolega i kieruje do mnie słowa "Cześć, Twój brat pisze bloga Biegacz z Północy? Zauważyłem, że jakaś kobieta szybko biegnie i tak pomyślałem, że to Ty", fajnie, że można poznawać nowych ludzi w najmniej oczekiwanych sytuacjach, z najmniej oczekiwanej strony. Pozdrawiam Maćka. Gdy mięliśmy w nogach już 5 km, nadszedł czas na nawrotkę. Powiem szczerze, że biegi z nawrotką mijają mi niezwykle szybko. Będąc już na trzecim kilometrze przez głowę przeszła mi myśl "Jejku zaraz koniec, przecież za chwilę zawracamy i lecimy bezpośrednio do mety". Kiedy zbliżaliśmy się do nawrotu jeszcze z ciekawości policzyłam, którą pozycję utrzymuję. Wśród wszystkich biegnących pań, czy to na 10 km czy na 21, byłam 8, a więc nieźle,jednak do głowy sobie tego nie brałam, dalej cieszyłam się z możliwości latania wśród Mikołajów. Na 7. km nawet nieco się pościgałam,dogoniłam jedną z "rywalek", ale odpuściłam, gdyż nie to miałam w planach - zabawa przede wszystkim. Puściłam koleżankę, a sama patrzyłam jak kolejne
garminowe okrążenia upływają. Tuż przed metą dogoniła mnie jeszcze jedna towarzyszka, ale jej również "dałam drogę", kojarzyłam dziewczynę z IX Lidzbarskiego Biegu Ulicznego, stanęła wtedy na podium w kategorii do 20 lat. Tak więc straciłam jedną pozycję, ale tuż przed metą zauważyłam, że co najmniej 3 panie biegną na dystansie półmaratonu, więc nieoficjalnie zajęłam 6 miejsce w OPEN i z racji, że obie koleżanki, które mnie wyprzedziły były w mojej kategorii, ja "stanęłam" na najniższym stopniu podium. Moje wyliczenia niby zostały potwierdzone, gdyż udało mi się podejrzeć listę i rzeczywiście w K-2 znalazłam się na 3 pozycji, jednak organizator niczego nie potwierdził. Nikt z Mikołajkowej Dyszki nie został nagrodzony, udekorowani zostali jedynie zwycięzcy z półmaratonu. Co do reszty wynikło takie zamieszanie i błędy, iż organizatorzy nie chcąc nas przetrzymywać, obiecali, że błędy naprawią, nagrody doślą i wysłali nas do domu. Pierwszy raz jestem świadkiem takiej sytuacji, jednak jak najbardziej rozumiem i do biegu w żaden sposób się nie zniechęcam. Wszystko było jak należy, Bieg Mikołajkowy w iście zimowej aurze, następnie ciepły posiłek regeneracyjny, biegacze mieli do wyboru kiełbaski z grilla, ciepły bigos, ciepłą pomidorówkę, a kto nie mógł się zdecydować mógł spróbować wszystkiego :) Ponadto gorąca herbatka, napoje, ciasta. Nikt głodny nie wyszedł. A no i medal! Śliczny medal w kształcie dzwoneczka, a w pakiecie otrzymaliśmy również koszulkę techniczną, przyda się na treningi! :) Z racji braku oficjalnych wyników nie mogę podzielić się informacją ilu biegaczy wystartowało na poszczególnych dystansach, wiem tylko tyle, że ja dobiegłam z czasem 47:44, a to się przekłada na średnie tempo 4:45 min/km, a więc całkiem przyzwoicie. :) Jestem szczęśliwa, musiałam wystartować w Mikołajkach, aby chociaż trochę wymazać wspomnienia z Gdyni, by osłodzić pozostałe uczucie goryczy. Od przyszłego tygodnia zasuwam dalej z treningami!

P.S. Zdjęcia z ubiegłego roku, kiedy to razem z bratem biegliśmy w Toruniu. Niestety nie dysponuję z fotkami z dziś. Jeśli takowe się pojawią to uzupełnię posta o dodatkowe fotografie.

1 komentarz: