12/04/2013

Szybciej, wyżej, nie ma zmiłuj!

Oto nasza siłownia!
Daliśmy dzisiaj czadu! Kolejny raz umówiliśmy się z Michałem na wspólny trening. Po drodze brat wspomniał, że może byśmy dzisiaj zrobili kilka akcentów na schodach. Hmmm, czemu nie? Po dobiegnięciu do spocko-gdyńskiej granicy, rozpoczęliśmy wbieganie. Założenie było takie, że zrobimy od 6 do 10 powtórzeń, powiem tak - po 4 już chciałam kończyć. Ale Michał zmotywował mnie, mówiąc, żebyśmy chociaż wykonali założone minimum. Ok, zgodziłam się. Mieliśmy skuteczną taktykę, ponieważ ustaliśmy, że raz ja gonię brata, a raz on mnie. I co z tego wyszło? Każdy odcinek po 10 sekund, nie licząc pierwszego, kiedy wbiegałam sama i zajęło mi to 11s. Z tego treningu wyniosłam jeszcze jedną mądrość - nawet nie przed zawodami, NIGDY nie warto eksperymentować z jedzeniem. Dotychczas moim przedbiegowym posiłkiem była owsianka zalana wodą z dżemem. Dzisiaj postawiłam na Crunchy zalane mlekiem. Nie spodobało się to mojemu żołądkowi. Mało brakowało, a drugą część treningu wykonywałabym "na pusto". Na szczęście obeszło się bez takich przeżyć. Po siłówce, daliśmy sobie ( a właściwie mi) na złapanie oddechu i ruszyliśmy dalej. Tym razem nieco zmodyfikowaliśmy trasę i polecieliśmy wzdłuż Alei Niepodległości, następnie odbiliśmy w stronę Armii Krajowej i tamtędy dolecieliśmy do Gdańska. W Grodzie Neptuna dolecieliśmy do Przymorza i tam się pożegnaliśmy, ja odbiłam w stronę Sopotu, Michał w głąb dzielnicy. Wykonaliśmy dzisiaj super trening. Systematycznie planujemy zwiększać ilość powtórzeń na schodach, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Przewiduję, że siła w nogach będzie taka, że klękajcie narody ;) No, ale o tym przekonamy się dopiero na wiosnę, więc co teraz? Systematyczność przede wszystkim!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz