|
Źródło: http://www.mojekonferencje.pl/obiekty/stadionLesny/photo04.jpg;
data pobrania 21.11.2013 |
Cóż to był za dzień! Piękny, ale wyczerpujący. Wszystko zaczęło się od porannej wiadomości od brata, czy może wspólnie pobiegamy. Nie wahałam się ani chwili, skoro ostatnio było tak świetnie to dzisiaj trzeba to powtórzyć. Chwilę po 9 dostałam sms'a, że Michał już wkłada buty, więc i ja zaczęłam się szykować. Po niespełna 20 minutach zwarta i gotowa, czekałam w stałym już miejscu naszych spotkań. Kilka ćwiczeń na rozgrzewkę i Michał już był. Standardowo polecieliśmy w stronę Gdyni, jednak już nie planowaliśmy zwiedzać gdyńskich rewirów. Plan był taki, że robimy trening i kończymy na Przymorzu, stamtąd wracam do siebie rowerem. Trening jak zwykle przyjemny, tempo jak najbardziej swobodne, więc i czas upływał niezmiernie szybko. Michał postanowił, że pokaże mi stadion leśny. Ale żeby się do niego dostać trzeba się nieźle nawspinać. Na czas wspinaczki, jakbym straciła chęć do rozmów. Już nie miałam nic do przekazania dla brata, jakoś tak wolałam pomilczeć. Ostatnio pani doktor powiedziała mi, że mam spowolnioną akcję serca, oj gdyby wtedy mnie zbadała z pewnością oznajmiłaby coś innego. Podbiegom nie było końca, najpierw asfaltem, a później w lesie. Znowu zafundowaliśmy sobie niezłe przełaje. I kiedy w końcu dotarliśmy do celu, poczułam wielką ulgę. Ogarnęła mnie wielka radość, tak zapatrzyłam się na śliczny stadion, że nie zauważyłam wystających korzeni i zaliczyłam solidny upadek"solidną glebę". Jednak zamiast chronić się przed upadkiem, jeszcze w locie złapałam za Garmina, aby go zatrzymać. A kiedyś na biologi pani uczyła nas, że w takich momentach człowiek bezwarunkowo osłania się, aby się nie doznać uszczerbku na zdrowiu. Coś mi się wydaje, że ta reguła nie dotyczy biegaczy. ;) Na szczęście nic mi się nie stało. Efektem tego upadku były jedynie otarte łydki, kolana i udo, a ponad to umorusałam się jak za
|
Źródło: http://www.aquaparksopot.pl/atrakcje/baseny-rekreacyjne
data pobrania 21.11.2013 |
starych, dobrych lat! Moje brudne ciało budziło uśmiechy wśród przechodniów, ale jako że dzisiaj jest Dzień Życzliwości, odwzajemnialiśmy je tym samym. Polataliśmy jeszcze po Sopocie, obejrzeliśmy restaurację po kuchennej rewolucji i trafiliśmy na nadbrzeżny deptak, a stamtąd do mieszkania Michała było już niewiele. Brak podbiegów sprawił, że moc wracała do nóg, aż chciało się przyspieszać, jednak te pokłady energii zachowałam na dalszą część dnia. Bo do brata i Patrycji wpadłam tylko na śniadanko, wzięłam rower i pojechałam do domu, aby tam poświęcić 40 minut na ćwiczenia z Ewą. Już w połowie czułam jak ta energia ze mnie uchodzi, jednak uznałam, że skoro wytrwałam do połowy to dotrwam też do końca. No i udało się! Jednak po takiej dawce ćwiczeń każdy mój mięsień dawał o sobie znać. Ale i to nie był koniec wrażeń, przecież umówiłam się z Szymonem, że pójdziemy na basen. Godzinka pływania, zjeżdżania i odpoczywania, a na koniec 3,5 km spacerowania. To był wspaniały dzień! Co prawda jeszcze trwa, ale na nic więcej już nie mam siły. ;)
Podsumowując, 14km 305m biegania, 4km 445m jeżdżenia rowerem, 40 minut ćwiczeń, 45minut pływania - SUPER DZIEŃ! No i nogi, tyłek i ręce trochę poobijane, ale przełaje zaliczone!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz