11/30/2013

Aktywna sobota

Gdańska edycja ParkRun, zdjęcie z lutego br.
Wczoraj w poście wspomniałam, że wybieram się na ParkRun'a. Powiem szczerze myślałam o gdańskim biegu, aczkolwiek wiadomość brata nieco zmodyfikowała moje plany, gdyż Michał chciał odwiedzić Gdynię. I wtedy zaczęłam się zastanawiać, jak to rozegrać, do Parku Reagana chciałam pobiec, na bulwar już jakby daleko, 10km w jedną stronę + 5km zawodów to jednak zbyt wiele. A może pobiec w jedną stronę, a w drugą wrócić komunikacją miejską? To też bez sensu. Wybór padł na rower! Pojadę, pobiegnę, przyjadę! Tak jest, dobry plan!

Był plan, o poranku nadszedł czas na realizację. Po 6 dostałam pierwszego sms'a od brata na pobudkę, a chwilę po 7 kolejnego z informacją, że on już wybiega. Tak, tak, 35km dla mojego brata to pikuś! Jeszcze przed godziną 8 spotkaliśmy się z Michałem w naszym stałym miejscu spotkań i polecieliśmy w stronę Gdyni, ja rowerem, Michał w Glide'ach. Całą drogę rozmawialiśmy i niewiedzieć kiedy znaleźliśmy się na gdyńskim bulwarze. Do startu mieliśmy sporo czasu, bo ok. 40 minut. Wykorzystaliśmy go na znalezienie właściwej grupy (zadziwiające jest ile osób w Gdyni biega!). Kiedy już byliśmy gotowi, a do 9:00 pozostało niewiele minut, udaliśmy się na miejsce startu. Tego dnia brat miał mnie prowadzić, jeszcze do niedawna nie lubiłam mieć własnego zająca, ale od biegu w Przyjaźni diametralnie się to zmieniło. Nie czułam obciążenia psychicznego z powodu, że ktoś będzie kontrolował moje tempo, nawet mi się to podobało. Założenie było takie, żeby nie szaleć na początku. Założenie założeniami, ale kiedy skończyliśmy wspólnie odliczać, szlifując znajomość języka angielskiego, nogi same się wyrwały. Ustawiliśmy się na końcu, ponieważ Michał powiedział, że jesteśmy gośćmi i nie ma co się pchać do przodu. Pierwsze metry super, lecimy, wyprzedzamy, jest idealnie, tempo 4:10, czyli dałam się porwać i wyszło za szybko. Początkowo zostawiłam nawet brata w tyle, ale to akurat nie było mądre i odczułam tego skutki później, kiedy z każdym kolejnym kilometrem moje tempo spadało. Ostatecznie tak bardzo nie spadło, ponieważ pobiłam rekord i od dzisiaj mój PB na dystansie 5km wynosi 22:04! Michał prowadził mnie tak jak lubię, nie mówił do mnie zbyt wiele, podnosił tylko kciuk i informował, kto jest jeszcze w moim zasięgu. Ciekawe jak się czuli panowie, którzy słyszeli "Spokojnie Mała, ten jest do wzięcia"? :) Daliśmy radę, razem wywalczyliśmy moją życiówkę. A sama dokonam wszelkich starań, aby na tym się nie zatrzymało, będę trenować po więcej,hmm... w sumie to po mniej! Żeby mniej czasu upłynęło zanim wbiegnę na metę. :) Po takich niemalże sprintach od domu dzieliło mnie jeszcze ponad 10km, więc długo w Gdyni nie zabawiliśmy i postanowiliśmy wracać, bez zmian, ja na rowerze, Michał w biegu. Droga powrotna upłynęła bardzo podobnie jak droga do Gdyni. Michał był już pod koniec nieco zmęczony, więc zdecydowałam, że nie skończę treningu w Sopocie, pojadę jeszcze do Gdańska i odprowadzę brata. Miałam tyle siły, że ciągle zagadywałam Michała, opowiadałam, ogólnie buzia mi się nie zamykała. :) Dolecieliśmy do Przymorza i tam się rozstaliśmy. Odwiedziłam jeszcze Ergo Arenę, a wchodząc do domu miałam w nogach 5km biegu i niemalże 30km przejechane na rowerze. To nie był koniec aktywności na dzisiaj, 2 razy w tygodniu wykonuję trening ogólnorozwojowy i tak się składa, że od poniedziałku zrobiłam to tylko raz, więc albo dzisiaj albo jutro. Jutro na pewno bardziej mi się nie będzie chciało, więc przeznaczyłam 40 minut z dzisiejszego dnia na ćwiczenia pt. "Skalpel". Było super, ale o godzinie 15:00 czuję, jakby ten dzień miał za chwilę się skończyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz